Po niewielkiej przerwie, spowodowanej bóg wie czym, nauczyciele ponownie spotkali się z uczelnianymi dydaktykami na Jesiennej Szkole Dydaktyki Fizyki, jaka odbyła się w dniach od 10 do 13 listopada 2017 roku w klimatycznym pensjonacie u stóp Śnieżki (no prawie u stóp).
Tym razem nie będzie solennego sprawozdania, a tylko kilka spostrzeżeń z pozycji outsidera, bo na takiej to pozycji postawił mnie fakt (niespodziewanego) przejścia na emeryturę. Dzięki temu mogłem przyjechać w Karkonosze dzień przed oficjalnym rozpoczęciem, a że dwoje innych uczestników wpadło na ten sam pomysł, w piątek przed południem powędrowaliśmy sobie jesiennym lasem do Karpacza, gdzie od stu siedemdziesięciu lat zadziwia turystów wczesnośredniowieczna drewniana budowla znana jako Świątynia Wang. Ale jak to – przecież połowa wieku dziewiętnastego to nie średniowiecze. Rzecz w tym, że sama budowla powstała w Norwegii przed ośmiuset prawie laty i w całości została przeniesiona do Karpacza wtedy, kiedy w miejscowości Vang wybudowano nową, już murowaną i obszerniejszą świątynię. Po drodze najpierw usłyszeliśmy, a następnie zobaczyliśmy kaskadę potoku Jodłówka.
Jesień wymalowała drzewa w tonacji żółto – pomarańczowej, a modrzewie zaścieliły swoimi igłami górską alejkę, zachęcając do nostalgicznego spaceru.
Świątynia Wang niezmiennie zachwyca, a współczesnego znaczenia dodaje jej niewielki cmentarzyk, na którym niedawno pochowano Henryka Tomaszewskiego i Tadeusza Różewicza. Kamienna dzwonnica pochodzi z wieku dziewiętnastego i mieści trzy potężne dzwony.
Tras spacerowych tu co niemiara, na przykład warty by jeszcze powędrować do Szwedzkich Skał, no i ponownie odwiedzić Wodospad Podgórnej, a to znaczy że będziemy tu przyjeżdżać po coraz to nowe wrażenia. Może nawet pójdziemy w ślady Andrzeja, który przywędrował do Borowic górskimi szlakami ze Świeradowa-Zdroju.
Zajęcia Szkoły rozpoczęły się w piątek wieczorem, ale w sobotę mocnym wejściem popisała się grupa Doktor Labo, przedstawiając w atrakcyjnej wizualnie formie demonstracje związane z akustyką i elektrycznością. To była prawdziwa kopalnia pomysłów na proste, nie wymagające wielkich nakładów, ale starannie przygotowane pokazy w klasie. Takie lekcje fizyki pozwolą na pewno zapamiętać na przykład prawo Oma i zrozumieć czym są dźwięki.
Maciek Sójka przeanalizował problemy związane z tak zwaną opłatą reprograficzną. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, że kupując jakiekolwiek nośniki informacji – papier kserograficzny, dyski, “pendrajwy” czy też całe urządzenia elektroniczne płacimy dodatkowo od 1 do 3 procent tytułem – no właśnie, tytułem czego? Przepis jest przedstawiony na zdjęciu.
Ludwik Lehman jak zwykle namawiał do nauczania fizyki w połączeniu z przykładami z życia codziennego oraz do eliminacji zbędnych jego zdaniem pojęć i praw. W szczególności postulował usunięcie z praktyki szkolnej tradycyjnego wykładu z termodynamiki, polegającego na katowaniu uczniów przemianą izotermiczną, izobaryczną oraz izochoryczną. W zamian można przecież od razu omówić równanie Clapeyrona, które jest uogólnieniem wymienionych przemian.
Marek Thomas w trakcie dwóch „pełnokrwistych” wykładów przedstawił genezę słynnego wzoru wprowadzonego przez Alberta Einsteina „E = mc2”, a także wytłumaczył, dlaczego nagroda Nobla za interpretację efektu fotoelektrycznego była jak najbardziej zasłużona.
Małgosia Masłowska w pomysłowy sposób, oświetlając naczynia zawierające kolorowe galaretki laserowym światłem o różnych długościach fali demonstrowała zjawisko pochłaniania i rozpraszania światła w różnych środowiskach.
Wiesia Idziak przy pomocy rzutnika pisma, przezroczystej kuwety oraz cieczy zabarwionej atramentem brawurowo zaprezentowała proces powstawania wirów Karmana. Dodam tylko, że pokaz ten został sprowokowany moim pytaniem zadanym przed rokiem w Kudowie, czym są dziwne wirowe struktury widoczne na jeziorze sfotografowanym w ramach projektu EarthKAM.
Z kolei Irek Książek w trakcie prezentacji „Bardzo duży termometr” omówił szczegółowo pojęcie temperatury i jego stosowalność do charakteryzowania materii w stanach o rozmaitych rodzajach równowagi.
Nie sposób omówić wszystkich interesujących prezentacji i wykładów, dodam tylko, że Staszek Plebański namawiał zebranych, aby zmieniać nastawienie uczniów z pozycji „trwanie” na „rozwój”.
Robert Góra relacjonował wielki sukces międzynarodowego projektu edukacyjnego w zakresie astronomii, prowadzonego w gorlickim liceum, a ja jak zwykle agitowałem za udziałem uczniów w projekcie EarthKAM.
Odbyła się także burzliwa dyskusja nad nową podstawą programową z fizyki, ponieważ wśród uczestników Szkoły było troje spośród siedmiorga osób podstawę ową układających.
Tradycją Szkoły są wieczorne rozmowy i wspólne śpiewanie przy wtórze gitary Ludwika. Zdarzają się również zbiorowe występy teatrzyku sióstr ”Sisters” śpiewających kuplety ad hoc układane przez uczestników.
Wielką niespodziankę sprawili nam poznaniacy, przywożąc ze sobą tradycyjne – boć przecież Szkoła zahaczała o datę 11 listopada – rogale marcińskie w znacznej ilości.
Udało się także, co nie było łatwe ze względu na kapryśną pogodę i dynamiczne zachowanie uczestników, wykonać zdjęcie zbiorowe na schodach prowadzących do pensjonatu HOTTUR w Borowicach.
Czego by nie napisać, wszystko będzie tylko bladym odbiciem zdarzeń, dyskusji no i najważniejsze – tej niepowtarzalnej atmosfery, która pozwala nawet na głoszenie herezji, o ile tylko pozwoli się na ich krytykę. Zresztą o tę krytykę właśnie idzie – i nikt się o nią nie obraża, wręcz większość prelegentów wyraźnie domaga się zdecydowanej reakcji na głoszone przez siebie tezy. Zatem przyjeżdżajcie do Borowic – i Wy, stare wygi, no a przede wszystkim Wy, początkujący nauczyciele. A ty, Staszku, który jesteś „spiritus movens” całej tej awantury, nadal trzymaj stery ku pożytkowi naszej społeczności.
Grzegorz Sęk