Misja wielkich nadziei i wielkich odkryć właśnie dobiega końca.
A zaczęło się niewinnie, bowiem w latach osiemdziesiątych specjaliści z Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej, w skrócie NASA, zauważyli nadspodziewane zróżnicowanie Saturna i jego otoczenia. No bo czego można było oczekiwać tak daleko od życiodajnej gwiazdy, czyli Słońca? Tam miało być zimno, ciemno i pusto, ale dane z misji Pioneer 11 oraz zdjęcia z obydwu Voyagerów zaprzeczyły temu. Zaproponowano zatem specjalną misję w ten rejon Układu Słonecznego.
Do planowania przedsięwzięcia dołączyli badacze oraz inżynierowie z Europejskiej Agencji Kosmicznej, czyli ESA. I tak doszło do skonstruowania, a następnie wyekspediowania w przestrzeń statku Cassini z przymocowanym doń lądownikiem Huygens.
Ale nie poszło to gładko – najpierw z powodów finansowych cały projekt został przez NASA odwołany, a po jego przywróceniu w drodze nadzwyczajnej interwencji dyrektora ESA, kiedy już całość była na stanowisku startowym, pojawiły się problemy techniczne.
Wreszcie 15 października 1997 roku rakieta wystartowała, ale wcale nie w stronę celu, lecz w pobliże Wenus. Otóż masa całego zestawu była zbyt wielka, aby udał się lot bezpośredni, skorzystano zatem z tak zwanej asysty grawitacyjnej. W skrócie polega to na bliskim przejściu w pobliżu jakiejś planety tak, aby uzyskać przyspieszenie pozwalające na daleką podróż. Oczywiście nie narusza to żadnej z zasad zachowania, po prostu w układzie sonda – planeta zmienia się tylko kierunek wektora prędkości, natomiast rośnie prędkość sondy odniesiona do Słońca. Źródłem dodatkowej energii kinetycznej, którą zyskuje sonda, jest oczywiście mijana planeta.
W wypadku omawianej misji sonda zaliczyła cztery asysty – dwukrotnie w pobliżu Wenus, raz przy Ziemi i wreszcie przy Jowiszu. Tę ostatnią wykorzystano do badania króla planet wraz z misją Galileo. Tak więc w pobliżu Jowisza spotkały się próbniki biorące nazwy od trzech gigantów nauki – Galileusz dokonał odkryć potwierdzających teorię Kopernika, Cassini odkrył przerwę w pierścieniu Saturna, a Huygens jego największy księżyc – Tytana.
I właśnie z Tytanem związany był najtrudniejszy fragment misji. Otóż polegał on na odłączeniu próbnika Huygens i skierowaniu go w stronę powierzchni tego księżyca. Całość wydarzenia była transmitowana przez kanał NASA TV 14 stycznia 2005 roku i grupa naszej młodzieży mogła oglądać te emocjonujące chwile na żywo – oczywiście z uwzględnieniem dwugodzinnego opóźnienia sygnału, wynikającego miedzy innymi z odległości układu Saturna od Ziemi, która wtedy wynosiła ponad jeden miliard dwieście milionów kilometrów.
Fale radiowe potrzebowały zatem aż 67 minut na samą podróż, ale dodatkowe opóźnienie wynikało z faktu retransmisji sygnału przez statek macierzysty.
Mało brakowało, a ta część misji zakończyła by się fiaskiem. Otóż w roku 2000, kiedy sonda dolatywała już do układu Jowisza, dodatkowy test, wykonany na żądanie jednego z inżynierów projektu, wykazał błędy w korekcie odbiornika modułu Cassini ze względu na dopplerowską zmianę częstotliwości sygnału lądownika, wynikającą z ich wzajemnej prędkości w momencie samego wejścia w atmosferę Tytana. Dopiero przeprogramowania orbit doprowadziły do tego, że mogliśmy obejrzeć obrazy z innego świata – spod metanowej mgły wyłaniały się rozpadliny, jeziora płynnego metanu i lodowe głazy.
A opracowany na nowo filmik z końcowego etapu opadania lądownika na spadochronie prezentuje się następująco:
Warto wspomnieć, że sonda niesie na pokładzie wykonany w Polsce czujnik temperatury, a na lądowniku Huygens pracował układ elektroniczny zaprojektowany przez inżynierów z Centrum Badań Kosmicznych w Warszawie.
Wyliczenie wszystkich naukowych sukcesów misji Cassini – Huygens jest dostępne tutaj, ja wspomnę tylko o odkryciu kriowulkanizmu na Enkeladusie – co było zaskoczeniem, jako że ten lodowy księżyc jest za mały na to, aby źródłem ciepła mógł być rozpad promieniotwórczy. Prawdopodobnie za istnienie lodowych gejzerów odpowiadają oddziaływania pływowe z księżycem Dione.
Na zdjęciach naszych uczniów widać zarówno sama planetę z pierścieniami, jak też kilka wspomnianych księżyców.
Za kilka dni sonda Cassini zakończy swoją dwukrotnie już przedłużaną misję efektownym wejściem do atmosfery planety, co oczywiście musi spowodować jej całkowite zniszczenie.
Scenariusz tego wydarzenia, które nastąpi w piątek 15 września, jest następujący:
1) Przelot w odległości 110 tysięcy kilometrów od księżyca Janus
2) Przelot w odległości 91 tysięcy kilometrów od księżyca Pan
3) Przelot w odległości 86 tysięcy kilometrów od księżyca Pandora
4) Przelot w odległości 92 tysięcy kilometrów od księżyca Epimeteusz
5) Zakończenie misji przez wejście w atmosferę Saturna.
Nie będzie to pierwsza misja, kończąca się w tak widowiskowy (choć tego nie zobaczymy) sposób. Wspomnę tylko o dwóch – w roku 2014, uderzając o powierzchnię Księżyca, zakończyła swój żywot sonda LADEE, zaś piętnaście lat wcześniej statek Lunar Prospector, niosący na pokładzie garść prochów Eugene Shoemakera, rozbił się celowo w pobliżu bieguna południowego.
Grzegorz Sęk